piątek, 31 października 2008

radio Tawang nadaje

dzis bylismy pod wodospadem Jang,nieprawdopodobnie piekne gory tu sa.. ich stoki przecinaja sciezki prowadzace do kapliczek,gomp i malych domkow zbudowanych gdzies pod samym niebem.Rajsko.Od przedwczoraj widzielismy 4 bialych turystow,dzis juz jestesmy sami,nikt prawdopodobnie nie przyjedzie przez najblizszy czas,droga nie jest przejezdna,helikopter zabukowany na tydzien na przod..

Niestety jakosc miejscowego neta nie pozwala wrzucic fotek..ale pracujemy nad tym.

Tawang vel. koniec swiata

Wczoraj dotarlismy do Tawang.O ile pierwsze 10 dni wyjazdu bylo bardzo spokojne,wypelnione glownie jazda pociagami,walka z hinduska biurokracja i szwedaniem sie po kilku miastach,to ostatnie 4 dostarczyly nam emocji i historii do opowiadania na dluugo.Na dluzsza relacje przyjdzie pora po powrocie,teraz wiec skrotowo napisze dlaczego Tawang systematycznie z pojawianiem sie nowych przeszkod urastal w naszych oczach do miana Swietego Graala.

Z Tezpur wyjechalismy Tata Sumo z biletem do Dirang.Assam,ktory wczesniej przemierzalismy po zmroku o swicie zrobil na nas piorunujace wrazenie.Plaska wsciekle zielona rownina poprzecinana jest rzekami(czystymi,co w Indiach jest niezwykle rzadkie),bambusowymi lasami i zwienczona gorami wyrastajacymi na horyzoncie,slowem piekna, nieskalana kraina.W Bhalukpong po kontroli permitow wjechalismy do Arunachal Pradesh.Do Tawang z tego miejsca jest jakies 300km bodajze,co,po ujzeniu wlasciwej drogi,szerokosci 1.5 samochodu i prowadzacej caly dystans polkami po zboczach gor,wywolalo u nas dzika radosc.Radosc sie wzmogla,kiedy po jakis 20km przebijania sie przez nieprawdopodobnie gesta zielona wilgotna dzungle porastajaca kazdy metr miejscowych gor natrafilismy na obsuniecie ziemi ktore niemal nie zrzucilo 250m w dol wisniowego Taty i zablokowalo nas na 4h.Okazalo sie,ze to dopiero przedsmak tego,co dobe wczesniej spowodowaly padajace bez przerwy przez 2 dni deszcze (cos,co sie tu nie zdarzylo od 19lat).Widzac zniszczenia jakie spowodowaly wezbrane rzeki plynace w dolinach pod nami.Po pokonaniu kilkunastu mniejszych lub wiekszych zawalidrog w postaci blota (fenomenalna wiara hindusow w przyczepnosc lysych opon samochodu wazacego 3 tony, napedzanego na jedna os na blocie po kolana, jest godna szacunku) zatrzymalismy sie na dobre okolo 200km od Tawangu w srodku niczego.Droge zablokowaly skaly wielkosci duzych lodowek,na to przyszla woda,czemu nawet Tata Sumo nie mogl dac rady.
Do nablizszej wioski bylo 12km,co udalo nam sie dosc sprawnie pokonac glownie na nogach i czesciowo stopem.Tam przespalismy sie w ekstremalnie tybetanskiej norze norencji,ale wlasciciel nie chcial od nas pieniedzy.Wynikalo to prawdopodobnie z sytuacji zaistnialej poprzedniego wieczora,kiedy to lekko strzaskany hinduski agent zaczal nas przepytywac na rozne okolicznosci,co bardzo nie spodobalo sie miejscowym chlopakom,ktorzy za punkt honoru postawili sobie zapewnienie pierwszym europejskim turystom od lat w ich wiosce mozliwie najlepszych wspomnien.Tak wiec chlopaki lekko pobili agenta i zwolniony przez niego pokoj zaoferowali nam.Trudno bylo odmowic.
Przy okazji calej tej epopei drogi poznalismy mase fantastycznych tubylcow.Miejscowi,ktorzy z wygladu przypominaja Tybetanczykow,sa niezwykle serdeczni,nie namolni i skromni.Wsrod poznanych jest np. zolnierz jednostek specjalnych,ktory sluzyl w Erytrei i Etiopii w ramach pokojowego kontyngentu indyjskiego oraz sekretarz klasztoru w Tawangu.
Nastepnego dnia po pokonaniu ostrych sciezek gorskich (woda zabrala kilkaset metrow drogi) w ciagu 3h dotarlismy do punktu odjazdu Taty,gdzie po kolejnych 9h niezwykle przyjemnej jazdy z przewaga kulania sie nad brzegiem przepasci rozpadajaca sie droga dotarlismy do Tawang.

Warto bylo.
O Tawangu wiecej bedzie nastepnym razem,dosc powiedziec,ze to cos zupelnie niezwyklego,polaczenie izolacji,buddyzmu,beznadziejnych drog i przepieknych gor oraz niezwyklych ludzi.Kawalek ztad sa Chiny,mniejszy kawalek Bhutan,a w Tawangu 3 bialasow z Polski.
Dzis zabukowalismy helikopter do Guwahati,niestety lata tylko tam (chcialismy do Itanagar,ale ten jest popsuty) na 4.11.Dzis te wielkie mi-8 (albo 17?) wlasnie bylo na naszych oczach naprawiane przez jakiegos dosc trzezwo wygladajacego rosjanina i odlecialo szczesliwie z 24 tubylcami w kierunku Bhutanu.


Pozdrawiamy

Ps.chwilowo dosc nieciekawie zrobilo sie w assamie,na szczescie do czasu,kiedy tam znowu przyjedziemy sytuacja powinna sie uspokoic.Dla nas Assam bedzie tylko punktem przerzutowym do wschodniego Arunachalu,ktory mamy nadzieje przynajmniej troche poznac.