środa, 21 stycznia 2009

nasz wyjazd w obiektywie Kniazix'a

http://www.ckm.com.pl/

ZAPRASZAMY:)

poniedziałek, 19 stycznia 2009

Karta odnaleziona!!

po 10 tyg nieszczęsna karta XD pozostawiona w kafei w Shillongu trafiła znów do rąk rodaka.. :)

na szczęśliwego znalazce czeka kratka Noteckiego!

poniedziałek, 22 grudnia 2008

resume ciąg dalszy,czyli pieszy na drogach i bezdrożach Indii

Pieszy.Pieszy człowiek,piesza krowa,pieszy pies,pieszy wielbłąd,piesza koza.
Cały ten wesoły orszak pielgrzymuje poboczami wąskich szos we wszystkich Indyskich stanach bez wyjątku.Łazi we dnie od wioski do wioski,po banany,z bananami,po lassi,z ryżem i po ryż.Chodzi beztrosko,szeroko,wręcz można by rzec,że radośnie,gdyby nie fakt,że wielu chodzi,bo nie stać ich na żaden inny środek transportu.Z nastaniem zmroku sytuacja się nie zmienia.Piesi jak chodzili tak chodzą,wracając z zakupów,ciągnąć się całymi grupami z pół uprawnych i plantacji.W tym wszytkim rzeczą najciekawszą jest ich niebywały instynkt samozachowawczy.Przeciętny hindus swoją granicę strachu ma, w porównaniu do reszty świata, przesuniętą o całe lata świetlne.Tam gdzie my uciekali byśmy w dżungle przed pędzącymi autobusami,hindusi przesuwają się co najwyżej o pół kroku na zewnątrz pasa ruchu.Czasami w swoim manaiaklnym dążeniu do trawersowania kolejnych kilometrów dziurawym asfaltem przypominają kamienie w rzece,które ciąg samochodów/autobusów/ciężarówek po prostu opływa,nie czyniąc im szkody..
Efektem ubocznym takiego chodzenia jest to,że pojazdy kołowe,szczególnie nocą,poruszają się zgodnie środkiem dróg.Niestety dwukierunkowych..

sobota, 20 grudnia 2008

powolne resume vol 1, czyli wszystkie drogi prowadzą zewsząd wszędzie

kiedy piękna polska szara zima póki co skutecznie zniechęca do wszelkich form aktywności fizycznej na "otwartym powietrzu"..wtedy alternatywą pozostaje aktywnosć fizyczna nad klawiaturą.I skrobnąć coś wreszcie można.

Hindusi versus pojazdy.Walka na klaksony i łyse opony.

Każdemu,kto pierwszy raz przyjeżdża do Azji,a w szczególności do Indii,tutejszy ruch drogowy wydaje się być absolutnie szalony i pozbawiony sensu.Tutejsi "woziciele" sprawiają wrażenie ludzi wiecznie nadziabanych (mimo tego,że dla 90% z nich najmocniejszym trunkiem jest "garam ćaj"), ich pojazdy na zdrowy rozum nie powinny od pół wieku jeździć,opony tychże pojazdów nie powinny nigdy być robione z gumki do ołówków,ich światła z tyłu..no coś tam powinno przecież świecić,do cholery..Nie wspominając o normach czystości spalin (takiej sadzy jaka wypada z autobusu Tata nie powstydziła by się żadna XIX wieczna kotłownia).
To wszystko składa sie na obraz chaosu totalnego,ostatecznego bezładu i epickiego zatracenia na drogach Indii.Dodając do tego napływające co jakiś czas informacje,że w jednym wypadku ciężarówki z Rajastanie ginie 80 osób, a w przeciągu całego roku w całym kraju 120 tysięcy, otrzymujemy definicje asfaltowego pandemonium..

Jednak wystarczy troche pojeździć po kraju autobusami,poprzecinać kilka dużych miast autoriksza i poobserwować,żeby dojść do zaskakującego wniosku.. - Hindusi są fenomenalnymi kierowcami!!
Hindus kierowca w bardzo niewielkim stopniu przypomina nas za kółkiem.Patrzy wyłącznie do przodu,nie używa lusterek,zamiast których ma niezwykle rozwiniety zmysł słuchu.Kierowanie w Indiach nie odbywa sie bowiem wyłącznie przy pomocy kierownicy!Co najmniej równie ważny jest klakson..i to nie klakson rachityczny,europejski,ledwo zipiący!Ale KLAKSON,SYGNAŁ DZWIĘKOWY,HAŁAS,GROM Z BLASZANEGO PUDŁA!Co lepsi kierowcy używają kilku różnych sygnałów na każdą okazje - do wyprzedzania,do odpędzania świętego bydła z drogi,jako ostrzeżenia dla pieszych itp. itd. Efekt tej kakofonii to pełna harmonia ruchu na drogach miast i powiatów Indii.Kierowca wzrokowo skupiony na tym co przed wozem,zawsze słyszy pojazd dojeżdżający z tyłu,nie musi więc rozdrabniać swojej uwagi na patrzenie w lusterka.Po prostu kieruje Tatą, przy okazji zapalając kolejne kadzidełka i szukając kaset z wyjącą bolywoodzką pseudomuzyką.Wszystko to jedząc dhal,oczywiście.

Suną więc przez Indie kolorowe "goods carrier" oraz autobusy "national tourist permit" prędkosciami 40-80 km/h, radośnie podtrąbując,wydobywając z siebie kłęby dieslowskiej sadzy.Każdy trzeźwy,każdy skupiony na prowadzeniu potwora,który o przeglądzie technicznym nigdy nie słyszał, każdy perfekcyjnie operujący klaksonem,wioząc 80 ludzi w wozie i drugie tyle na dachu..







środa, 10 grudnia 2008

4 raz w Delhi

po raz czwarty w ostatnich 8 tyg wracam do Delhi.Dzis atrakcja dnia byla 6 godzinna przejazdzka z Mandavy potworem marki Leyland w barwach lokalnego PKS Haryana.Clue programu zas,jaki zaserwowal bardzo lokalnym pasazerom bardzo lokalny kierowca,byla kilometrowa jazda pod prad autostrada.Czego sie nie robi,by zglodnialych pasazerow zawiezc do odpowiedniego zajazdu..
Jutro zakupy i wylot via Dubaj do Frankfurtu.

Peace
tfu!
Namaste!

PS. Jak widać fotki z lotu nie mogły sie doczekać osobnego postu..Zreszta lot jak lot,co tu dużo opowiadać,poza tym,że Dubaj postawił nowy terminal dla linii Emirates.Drobne 4.5 miliarda $..ale to i tak było za mało na udostepnienie pasażerom za free wody zdatnej do picia i nie dającej chlorem jak za PRL:)

DLACZEGO TU JEST TAK ZIMNO!!???




niedziela, 7 grudnia 2008

low-season, czyli czym sie rozni Jaisalmer od Kolayat

Jaisalmer poza sezonem w sezonie turystycznym to mordega, szczegolnie dla samotnego turysty. Sklepikarze juz i tak namolni w pelni turystycznego rozkwitu,czyli miedzy grudniem a marcem,teraz po prostu szaleja.Ataki bombowe w Indiach spowodowaly spadek o polowe liczby turoli w tym najbardziej turystycznym z miast Rajastanu,wiec kazdy bialy na ulicy atakowany jest ze wszytkich stron ze zdwojona sila,poczawszy od sprzedawcow wody a na bukinistach konczac..Efekt tego taki,ze poczulem pierwsze oznaki zmeczenia hindusami..
Zmeczenie Jaisalmerem spotegowala jeszcze 8 godzinna burza,zamieniajaca okoliczna pustynie w wielkie blotne bajoro,na szczescie nowo otwarta linia Phalodi-Bikaner zawiozla sprawnie do Kolayat.Swoja droga bardzo ciekawa jest rozbudowa infrastruktury wg Indian Railways - zbudowano piekne stacje z nazwami i budynkami mieszkalnymi dla obslugi,ale zapomniano o chociazby najmniejszych miasteczkach w poblizu.Efekt tego taki ze stacje stoja posrodku niczego,czekajac az przyszla kolonizacja hinduska dociagnie do nich droge,wybuduje jakies szalasy,sklepy..

Tak czy owak wizyta w Kolayat zasluguje na odrebny post, ze zdjeciami (tym razem na przeszkodzie znowu stanal brak USB w kafejce..).Dosc powiedziec ze wertujac z wlascicielem jedynego hotelu w tej metropolii ksiege gosci znalezlismy od poczatku jego istnienia jedna samotna turystke z Finlandii,zagubiona w tej okolicy w marcu.

Czuwaj.

Ps.samokrytycznie musze przyznac,ze karczemnie kalecze jezyk polski,stosujac skladnie zaczerpnieta z "hinglisz"..moze jednak 8tyg to juz dosc:)

piątek, 5 grudnia 2008

mahaRAJASTAN




samotnej pielgrzymki po kafejkach internetowych zapylonego Rajastanu ciag dalszy;

Superszybkim busem dotarlem dzis w poludnie do Jaisalmer.Cale szczescie,ze po wielu godzinach w busach w stanach polnocno-wschodnich mijanie sie tych potworow na centymetry przy predkosci 80km/h nie robi juz na mnie wiekszego wrazenia.Ale dzis kierowca naprawde pokazal klase i rozbujal pudlo do lekko ponad 90,mijajac jednoczesnie kawalkade czolgow Indian Army.Wyglada na to,ze Indie postanowily pokazac sasiadowi iz moc wojskowa jest z nimi i zbudowali cala mase polowych garnizonow na pustyni.Przy okazji podziwiania ich kunsztu w stawianiu namiotow, jakie pamietam z obozow harcerskich, wjechalismy w sam srodek burzy pylowej a nastepnie juz tradycyjnej,zdecydowanie bardziej wodnistej.Miejscowi sie ciesza,bo z woda tu zazwyczaj sa problemy,jak to na pustyni..

Co do uwag na temat Jodhpuru i Jaisalmeru - niestety Jaisalmer zostaje zjedzony przez turystyke.Sluchanie kilkadziesiat razy dziennie zaproszen do sklepow, sprzedajacych to samo co na Paharganj mozna kupic za polowe ceny, zaczyna mnie mocno frustrowac..Dlatego plan na jutro obejmuje objazd po wioskach dalekich od "hello mister good price,look".

Z pustynnym pozdrowieniem Czuwaj!

wtorek, 2 grudnia 2008

Jodhpur Blue City












podroze solo maja jedna niepodwazalna zalete - poznaje sie cala mase ludzi na swojej drodze (chyba,ze idzie sie samemu na biegun).Pol podrozy z delhi do Jodhpuru przegadalem z parka z Czech jadaca przez Indie do Sri Lanki praktykowac buddyzm,od 2h natomiast pomagam ziomkowi z Barcelony odzyskac foty z aparatu zainfekowanego tym samym talatajstwem z ktorym sie zmagalem w Delhi.Efekt tego taki ze relacja z wizyty w forcie w Jodhpurze musi troche poczekac..
Ale sam fort zmiazdzyl mnie,stlamsil,wgniotl w bruk jak tona kolendry - jest GENIALNY!!

Peace!