poniedziałek, 22 grudnia 2008

resume ciąg dalszy,czyli pieszy na drogach i bezdrożach Indii

Pieszy.Pieszy człowiek,piesza krowa,pieszy pies,pieszy wielbłąd,piesza koza.
Cały ten wesoły orszak pielgrzymuje poboczami wąskich szos we wszystkich Indyskich stanach bez wyjątku.Łazi we dnie od wioski do wioski,po banany,z bananami,po lassi,z ryżem i po ryż.Chodzi beztrosko,szeroko,wręcz można by rzec,że radośnie,gdyby nie fakt,że wielu chodzi,bo nie stać ich na żaden inny środek transportu.Z nastaniem zmroku sytuacja się nie zmienia.Piesi jak chodzili tak chodzą,wracając z zakupów,ciągnąć się całymi grupami z pół uprawnych i plantacji.W tym wszytkim rzeczą najciekawszą jest ich niebywały instynkt samozachowawczy.Przeciętny hindus swoją granicę strachu ma, w porównaniu do reszty świata, przesuniętą o całe lata świetlne.Tam gdzie my uciekali byśmy w dżungle przed pędzącymi autobusami,hindusi przesuwają się co najwyżej o pół kroku na zewnątrz pasa ruchu.Czasami w swoim manaiaklnym dążeniu do trawersowania kolejnych kilometrów dziurawym asfaltem przypominają kamienie w rzece,które ciąg samochodów/autobusów/ciężarówek po prostu opływa,nie czyniąc im szkody..
Efektem ubocznym takiego chodzenia jest to,że pojazdy kołowe,szczególnie nocą,poruszają się zgodnie środkiem dróg.Niestety dwukierunkowych..

sobota, 20 grudnia 2008

powolne resume vol 1, czyli wszystkie drogi prowadzą zewsząd wszędzie

kiedy piękna polska szara zima póki co skutecznie zniechęca do wszelkich form aktywności fizycznej na "otwartym powietrzu"..wtedy alternatywą pozostaje aktywnosć fizyczna nad klawiaturą.I skrobnąć coś wreszcie można.

Hindusi versus pojazdy.Walka na klaksony i łyse opony.

Każdemu,kto pierwszy raz przyjeżdża do Azji,a w szczególności do Indii,tutejszy ruch drogowy wydaje się być absolutnie szalony i pozbawiony sensu.Tutejsi "woziciele" sprawiają wrażenie ludzi wiecznie nadziabanych (mimo tego,że dla 90% z nich najmocniejszym trunkiem jest "garam ćaj"), ich pojazdy na zdrowy rozum nie powinny od pół wieku jeździć,opony tychże pojazdów nie powinny nigdy być robione z gumki do ołówków,ich światła z tyłu..no coś tam powinno przecież świecić,do cholery..Nie wspominając o normach czystości spalin (takiej sadzy jaka wypada z autobusu Tata nie powstydziła by się żadna XIX wieczna kotłownia).
To wszystko składa sie na obraz chaosu totalnego,ostatecznego bezładu i epickiego zatracenia na drogach Indii.Dodając do tego napływające co jakiś czas informacje,że w jednym wypadku ciężarówki z Rajastanie ginie 80 osób, a w przeciągu całego roku w całym kraju 120 tysięcy, otrzymujemy definicje asfaltowego pandemonium..

Jednak wystarczy troche pojeździć po kraju autobusami,poprzecinać kilka dużych miast autoriksza i poobserwować,żeby dojść do zaskakującego wniosku.. - Hindusi są fenomenalnymi kierowcami!!
Hindus kierowca w bardzo niewielkim stopniu przypomina nas za kółkiem.Patrzy wyłącznie do przodu,nie używa lusterek,zamiast których ma niezwykle rozwiniety zmysł słuchu.Kierowanie w Indiach nie odbywa sie bowiem wyłącznie przy pomocy kierownicy!Co najmniej równie ważny jest klakson..i to nie klakson rachityczny,europejski,ledwo zipiący!Ale KLAKSON,SYGNAŁ DZWIĘKOWY,HAŁAS,GROM Z BLASZANEGO PUDŁA!Co lepsi kierowcy używają kilku różnych sygnałów na każdą okazje - do wyprzedzania,do odpędzania świętego bydła z drogi,jako ostrzeżenia dla pieszych itp. itd. Efekt tej kakofonii to pełna harmonia ruchu na drogach miast i powiatów Indii.Kierowca wzrokowo skupiony na tym co przed wozem,zawsze słyszy pojazd dojeżdżający z tyłu,nie musi więc rozdrabniać swojej uwagi na patrzenie w lusterka.Po prostu kieruje Tatą, przy okazji zapalając kolejne kadzidełka i szukając kaset z wyjącą bolywoodzką pseudomuzyką.Wszystko to jedząc dhal,oczywiście.

Suną więc przez Indie kolorowe "goods carrier" oraz autobusy "national tourist permit" prędkosciami 40-80 km/h, radośnie podtrąbując,wydobywając z siebie kłęby dieslowskiej sadzy.Każdy trzeźwy,każdy skupiony na prowadzeniu potwora,który o przeglądzie technicznym nigdy nie słyszał, każdy perfekcyjnie operujący klaksonem,wioząc 80 ludzi w wozie i drugie tyle na dachu..







środa, 10 grudnia 2008

4 raz w Delhi

po raz czwarty w ostatnich 8 tyg wracam do Delhi.Dzis atrakcja dnia byla 6 godzinna przejazdzka z Mandavy potworem marki Leyland w barwach lokalnego PKS Haryana.Clue programu zas,jaki zaserwowal bardzo lokalnym pasazerom bardzo lokalny kierowca,byla kilometrowa jazda pod prad autostrada.Czego sie nie robi,by zglodnialych pasazerow zawiezc do odpowiedniego zajazdu..
Jutro zakupy i wylot via Dubaj do Frankfurtu.

Peace
tfu!
Namaste!

PS. Jak widać fotki z lotu nie mogły sie doczekać osobnego postu..Zreszta lot jak lot,co tu dużo opowiadać,poza tym,że Dubaj postawił nowy terminal dla linii Emirates.Drobne 4.5 miliarda $..ale to i tak było za mało na udostepnienie pasażerom za free wody zdatnej do picia i nie dającej chlorem jak za PRL:)

DLACZEGO TU JEST TAK ZIMNO!!???




niedziela, 7 grudnia 2008

low-season, czyli czym sie rozni Jaisalmer od Kolayat

Jaisalmer poza sezonem w sezonie turystycznym to mordega, szczegolnie dla samotnego turysty. Sklepikarze juz i tak namolni w pelni turystycznego rozkwitu,czyli miedzy grudniem a marcem,teraz po prostu szaleja.Ataki bombowe w Indiach spowodowaly spadek o polowe liczby turoli w tym najbardziej turystycznym z miast Rajastanu,wiec kazdy bialy na ulicy atakowany jest ze wszytkich stron ze zdwojona sila,poczawszy od sprzedawcow wody a na bukinistach konczac..Efekt tego taki,ze poczulem pierwsze oznaki zmeczenia hindusami..
Zmeczenie Jaisalmerem spotegowala jeszcze 8 godzinna burza,zamieniajaca okoliczna pustynie w wielkie blotne bajoro,na szczescie nowo otwarta linia Phalodi-Bikaner zawiozla sprawnie do Kolayat.Swoja droga bardzo ciekawa jest rozbudowa infrastruktury wg Indian Railways - zbudowano piekne stacje z nazwami i budynkami mieszkalnymi dla obslugi,ale zapomniano o chociazby najmniejszych miasteczkach w poblizu.Efekt tego taki ze stacje stoja posrodku niczego,czekajac az przyszla kolonizacja hinduska dociagnie do nich droge,wybuduje jakies szalasy,sklepy..

Tak czy owak wizyta w Kolayat zasluguje na odrebny post, ze zdjeciami (tym razem na przeszkodzie znowu stanal brak USB w kafejce..).Dosc powiedziec ze wertujac z wlascicielem jedynego hotelu w tej metropolii ksiege gosci znalezlismy od poczatku jego istnienia jedna samotna turystke z Finlandii,zagubiona w tej okolicy w marcu.

Czuwaj.

Ps.samokrytycznie musze przyznac,ze karczemnie kalecze jezyk polski,stosujac skladnie zaczerpnieta z "hinglisz"..moze jednak 8tyg to juz dosc:)

piątek, 5 grudnia 2008

mahaRAJASTAN




samotnej pielgrzymki po kafejkach internetowych zapylonego Rajastanu ciag dalszy;

Superszybkim busem dotarlem dzis w poludnie do Jaisalmer.Cale szczescie,ze po wielu godzinach w busach w stanach polnocno-wschodnich mijanie sie tych potworow na centymetry przy predkosci 80km/h nie robi juz na mnie wiekszego wrazenia.Ale dzis kierowca naprawde pokazal klase i rozbujal pudlo do lekko ponad 90,mijajac jednoczesnie kawalkade czolgow Indian Army.Wyglada na to,ze Indie postanowily pokazac sasiadowi iz moc wojskowa jest z nimi i zbudowali cala mase polowych garnizonow na pustyni.Przy okazji podziwiania ich kunsztu w stawianiu namiotow, jakie pamietam z obozow harcerskich, wjechalismy w sam srodek burzy pylowej a nastepnie juz tradycyjnej,zdecydowanie bardziej wodnistej.Miejscowi sie ciesza,bo z woda tu zazwyczaj sa problemy,jak to na pustyni..

Co do uwag na temat Jodhpuru i Jaisalmeru - niestety Jaisalmer zostaje zjedzony przez turystyke.Sluchanie kilkadziesiat razy dziennie zaproszen do sklepow, sprzedajacych to samo co na Paharganj mozna kupic za polowe ceny, zaczyna mnie mocno frustrowac..Dlatego plan na jutro obejmuje objazd po wioskach dalekich od "hello mister good price,look".

Z pustynnym pozdrowieniem Czuwaj!

wtorek, 2 grudnia 2008

Jodhpur Blue City












podroze solo maja jedna niepodwazalna zalete - poznaje sie cala mase ludzi na swojej drodze (chyba,ze idzie sie samemu na biegun).Pol podrozy z delhi do Jodhpuru przegadalem z parka z Czech jadaca przez Indie do Sri Lanki praktykowac buddyzm,od 2h natomiast pomagam ziomkowi z Barcelony odzyskac foty z aparatu zainfekowanego tym samym talatajstwem z ktorym sie zmagalem w Delhi.Efekt tego taki ze relacja z wizyty w forcie w Jodhpurze musi troche poczekac..
Ale sam fort zmiazdzyl mnie,stlamsil,wgniotl w bruk jak tona kolendry - jest GENIALNY!!

Peace!

piątek, 28 listopada 2008

podsumowanie nic nie robienia pod palmami





















Dotarlismy dzis do Kolkaty.Lot powrotny byl esencja low-costu,tzn. szybko,byle jak,niewygodnie acz tanio.Zaloga spieszyla sie do tego stopnia ze tradycyjny pokaz stewardes dot. bezpieczenstwa trwal cale 15sek.Ale jak niech mi ktos wskaze przypadek w historii lotnictwa w ktorym samolot odrzutowy spokojnie wyladowal na wodzie i pasazerowie odplyneli w dmuchanych kamizelkach..:)

Wracajac do tego,co na wyspach - zmienia sie,niestety..Pocieszam sie mysla ze w sklad archipelagu wchodzi prawie 600 wysp,a znam tylko 2 z nich,te najbardziej popularne,gdzie trafia zdecydowana wiekszosc przyjezdnych.Z tych dwoch wysp pietno turystyki,a raczej bezmyslnego psucia miejscowych przez turystow, szczegolnie widac na Havelock.Dobre 80% bialych to mlodziez z izraela,ktora ma za duzo pieniedzy i za malo oleju w glowie,zeby te pieniadze rozsadnie wydawac.Skutek tego taki,ze miejscowym nic sie nie chce,kasuja za wszytko 2,3,a nawet 6 razy tyle co gdzie indziej i maja wszytko w nosie.Na domiar zlego w nosie maja tez psy,ktorych stada cale biegaja po wyspie samopas. Jednak pomimo tych minusow Havelock to czyste piekno,a Radhanagar jest dla swiatowych plaz tym,czym wzorzec w Sevres dla miar i wag.
Neil natomiast,gdzie spedzilismy tydzien,to nadal pelen chillout ze sladowa iloscia turystow.I chociaz nie ma tam tak pieknej plazy jak nr 7 to i tak dla mnie wyspa nr 1,nawet przed Wolinem:)

Tegoroczny pobyt na Andamanach ponownie utwierdzil nas w przekonaniu ze to zdecydowanie jeden z najpiekniejszych rejonow Azji,a biorac pod uwage to,co jest na Nikobarach,tez niezwykle ciekawy etnicznie.Tylko nas na te Nikobary wpusccie kiedys...


Pozdrowienia z Kolkaty,jakies szersze podsumowania minionych tygodni beda naplywac niebawem,jak zaczne smigac sam po kafejkach internetowych zachodnich rubiezy Indii!

czwartek, 27 listopada 2008

anda anda anda...

hmm..

zbieralem sie do napisania czegos juz przedwczoraj ale ciagle awarie elektrycznosci skutecznie do tego zniechecaly.Natomiast dzis wene pisarska odebrala informacja z Bombaju..
Generalnie smutno sie dzieje na swiecie jak widac,skoro w takich miejscach jak Indie tak wiele zlych zdarzen wystepuje w tak krotkim okresie czasu.Zamachy w Delhi,Gujaracie,Assamie,teraz w Bombaju na pewno bardzo mocno przeloza sie na postrzeganie tego kraju na zachodzie i moga spowodowac znaczne zmiejszenie naplywu turystow.Takze pakujcie sie,w pszyszlym roku odbijemy Havelock z rak wiadomego narodu:)

Zdjecia z Anda i relacja tego co dzialo sie w ostatnich 2 tyg wrzuce jak tylko zlapie nieco weny,a lapac ja bede w trakcie 24godzinnej jazdy z Kolkaty do Delhi.Trzymajcie kciuki za indyjskie pkp i za pogode nad Port Blair jutro,zebysmy do tej Kolkaty gladko dotarli.

PS.plaza nr 7 i tak jest najpiekniejsza i najidealniejsza na Ziemi i bije nawet plaze w Grodnie na Wolinie!:)

sobota, 15 listopada 2008

goniac monsun na andamanach

Dolecielismy do Port Blair.Sila w jaka robnelismy w zdecydowanie krotki pas startowy miejscowego lotniska pozbawila na moment usmiechu nawet wyjatkowo promienna stewke linii lotniczych Jetlite,nas natomiast usmiechu pozbawila dopiero aura jaka tu zastalismy.100% monsunu w monsunie..Na szczescie po 2 h sciana wody ustapila miejsca blekitowi nieba,pierwszy raz od 6 dni.Chyba niesiemy dobra nowine:)
Zaopatrzeni w zestaw zylek oraz haczykow roznych wielkosci na tunczyki/merliny/rekiny jutro o swicie plyniemy na Neil Island,jedyne znane mi miejsce,gdzie wstawanie o 6 rano jest przyjemnoscia graniczaca relaksem..
Trzymajcie kciuki za udane polowy,zalozenie jest takie, zeby co najmniej caly nastepny tydzien zywic sie zdrowo,tanio i wlasnorecznie:)

Pozdrawiamy
rada nadzorcza bloga J&CD

ps.
POCZTOWKA ZAMIAST RACHUNKOW!

piątek, 14 listopada 2008

pechowo nieco

uczciwego znalazce karty XD pozostawionej nieopatrznie w kafejce internetowej w Shillong uprzejmie prosze o wrzucenie moich fotek na jakis ogolno dostepny serwis...

jeszcze cala nadzieja w Antonim!

Tymczasem dzis rajd po Kolkacie w poszukiwaniu folii aluminiowej do pieczenia ryb oraz wykonawcy pieczatek do akcji X a jutro Jetlite do Port Blair..

środa, 12 listopada 2008

cherapunjee suche jak pieprz











Najbardziej mokre miejsce na Ziemi przywitalo nas widokami kojarzacymi sie raczej ze spalona sloncem Hiszpania tudziez Meksykiem.Okazalo sie ze owszem,pada tu 2 i pol metra deszczu co miesiac,ale za wyjatkiem okresu listopad-luty,kiedy to nie pada nic a nic.. Nie zrazeni brakiem opadow, po obejrzeniu pieknego wodospadu Nokhalikai znikajacego w glebi kanionu 800 metrow ponizej miejsca widokowego, zdecydowalismy sie na male szalenstwo.Miejscowy dziadek wskazal odpowiednia sciezke i po poltorej godzine bardzo ale to bardzo stromego zejscia w dzunglii pelnej pajakow wielkosci dloni i dzikich mandarynek rosnacych co kilkanascie metrow dotarlismy do rzeki,pokonujac 800metrow roznicy wzniesien. A nad rzeka spotkalo nas to,co na zdjeciach..

Jutro rozstajemy sie z Marcinem i ruszamy w kierunku Kolkaty i Andamanow.

Peace!